Pod koniec marca wybraliśmy się na wycieczkę do małej górskiej miejscowości o nazwie Chichibu. To jedno z tych miejsc, które być może nie powalają na kolana, ale kradną serce i sprawiają, że wraca się do nich jeszcze wiele razy. Wszystko to za sprawą Ewy i Barta, naszych couchsurfingowych przyjaciół, którzy pokazali nam przepiękną świątynię na szczycie góry Mitsumine (1,102 m n.p.m.), dziko żyjące okoliczne małpki, zabrali nas na niesamowitą kolację i ugościli jak od dawna wyczekiwanych członków rodziny. A trzeba dodać, że odwiedziliśmy ich w wyjątkowo niestosownym czasie - na tydzień przed ich przeprowadzką z powrotem do Kanady. Wracają do rodzinnych stron po 11 latach spędzonych w Japonii. Łzy płyną po policzku Ewy na samą myśl o opuszczeniu Chichibu. Ich korzenie to Polska, z której wraz z rodzinami przenieśli się do Kanady, gdy byli jeszcze dziećmi, ale ich serce na zawsze pozostanie w Japonii. Szkoda, że tak późno spotkaliśmy ich na swojej drodze:( Jak powiedziała Ewa: musimy to gdzieś, kiedyś powtórzyć!
Po drodze na Mitsumine minęliśmy kilkanaście wygrzewających się na słońcu małpek. Większość niestety zwiała, gdy tylko zobaczyła Marcina z aparatem.
Oooo tak. Relaks pod kwitnącymi śliwkami - Ume.
Okrojony szczyt Buko (1,304 m n.p.m.) - symbol Chichibu, który niestety nie uchował się przed producentami cementu
japońskie nagrobki ;)
Kotatsu, czyli podgrzewany stoliczek! Cudowny wynalazek na zimne wieczory!
Wspólne grillowanie w stylu Chichibu: kalmary, wątróbka, serca, chrząstki, ścięgna itp. :)
Japońskie wino ryżowe Nihonsiu, w świecie bliżej znane jako sake (w Japonii "sake" to po prostu alkohol wszelkiego rodzaju)
Przy tak dużej butelce nihonsiu nie ma czegoś takiego jak bariera językowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz